| Źródło: foto http://search.creativecommons.org/
We włoskim biurze
Najbardziej liczy się: miłość (z punktu widzenia kobiety jest to uczucie do ukochanego mężczyzny, z punktu widzenia mężczyzny miłość do UKOCHANYCH kobiet), co za tym idzie - rodzina, spokój (święty, rozumiany jako: dom jest, chleb jest, ser i wino są) i czas wolny. Nie wiem na jakiej dokładnie pozycji znajduje się praca, ale na pewno nie na pierwszej.
No, może wyjątkiem są tu Mediolańczycy, na których zresztą pracowitość reszta Włochów patrzy ze zdziwieniem – prześmiewczo nazywając ich „milanesi imbruttiti” czyli dosłownie „obrzydliwi mediolańczycy”. Bo jak to tak żyć w ciągłym biegu i pogoni za pieniądzem?
Gdzieś jednak, nie tylko Mediolańczycy, muszą zarobić na przysłowiowy chleb (i wino). Włoch i Włoszka idą więc do pracy, do biura, gdzie ich dzień zaczyna się od 9:30. W drodze do biura zahaczają o bar, w którym jedzą śniadanie, o którym pisałam tutaj TUTAJ. Gdy już popracują, około godziny 11 biurowa ekipa wybiera się na kawę, a po dwóch godzinach (koło 13) na lunch.
Jak wygląda powszednie, włoskie „pranzetto” czyli obiadek? Po pierwsze większość Włochów wraca do domu, ponieważ dysponuje 1-1,5 godzinną przerwą (tak samo jest w szkołach, są zajęcia poranne i popołudniowe). Według mojego prywatnego wywiadu, badania, które przeprowadziłam, doszłam do jakże zaskakującego odkrycia - większość Włochów wraca do domu i je makaron. Szok, prawda? Pasta we wszystkich postaciach, najczęściej z sosem pomidorowym, pesto, ricottą i orzechami czy sosem bolońskim, o którym pisałam tu TUTAJ. Gdy jednak mają daleko do domu lub po prostu mają ochotę zjeść coś na mieście, królują wszechobecne, chrupiące sałatki z kawałkami parmezanu (kobiety), pizza sprzedawana na kawałki (faceci), menu pranzo buffet – czyli bufet obiadowy „all you can eat” albo różnego rodzaju kanapki z paninoteki, miejsca, w którym ciabatty przygotowywane są na miejscu z tym, na co mamy ochotę. Tak więc koło 13:30 miejsca pracy pustoszeją i każdy idzie poskromić głód. Po lunchu, obowiązkowo caffe – czyli espresso, by zregenerować siły i zapanować nad naturalnym, popołudniowym (typowym dla południowców) rozleniwieniem. Później Włosi wracają do biurek, lekko ziewając i zaczynają popołudniową zmianę. Posiedzą przy nich do ok. 18:00, kiedy to wreszcie będą mogli wyjść i pójść w końcu coś zjeść.
Na koniec przedstawiam przepis na pyszną „salsa tonnata” czyli sos tuńczykowy, który tradycyjnie podaje się z gotowaną cielęciną, ale jest też idealna jako zastępca majonezu w kanapkach i sałatkach.
Salsa Tonnata
Składniki:
- opakowanie jogurtu greckiego
- 3 fileciki anchois
- 80 gram tuńczyka w oliwie
- łyżka kaparów w occie, odcedzonych
- oliwa z olwiek
- sól i pieprz
Odlejcie część oliwy z tuńczyka (ale nie całość) i przełóżcie go do pojemnika, w którym zamierzacie zmiksować sos. Dodajcie anchois, kapary, dwie łyżki pozostawionej oliwy. Miksujcie przez 2-3 minuty po czym dodajcie jogurt, popieprzcie i lekko posólcie i znowu miksujcie, aż sos będzie jednolity i gęsty. Idealny do kanapek z indykiem, sałat i jako dip. Świetnie komponuje się też z kurczakiem z rożna na zimno.
Miss Prosecco
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj