
Polacy chowają swoje pieniądze przed inflacją, w … nieruchomościach

Dzisiejsza wartość wczorajszej złotówki
Inflację można mierzyć na wiele sposobów. Ostatnio regularnie jesteśmy przecież atakowani kolejnymi informacjami medialnymi o wysokości rożnych wskaźników, których zadaniem jest mierzyć tempo przyrostu cen w gospodarce. Bezwzględu na to jaką miarę obecnie by analizować, to konstatacja pozostaje jednak niezmienna – ceny rosną i to szybko. Z komunikatów Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że ceny rosną w Polsce mniej więcej na poziomie 14% w relacji do zeszłego roku. Wysoka inflacja musiała wywołać reakcję Rady Polityki Pieniężnej, która stopniowo podnosi stopy procentowe. Co zaskakujące, jak do tej pory tempo inflacji pozostaje jednak niepodatne na te zmiany.
Inflacja oznacza, że za tę samą złotówkę możemy dzisiaj kupić mniej niż wczoraj, tydzień, miesiąc czy rok temu. Inflacja to więc przede wszystkim zła informacja dla osób, które ciężko pracowały, czasami przez lata, żeby odłożyć oszczędności. Dzisiaj choć sama kwota widoczna na rachunku w bankusię nie zmienia, to jednak wartość tych pieniędzy systematycznie topnieje. Otwarte zatem pozostaje pytanie co zrobić w tak niesprzyjających warunkach makroekonomicznych? Teoria ekonomii mówi, że jeden z najlepszych sposobów zabezpieczenia kapitału przed inflacją stanowią właśnie … nieruchomości.
Zysk long-term
Na nieruchomościach można bowiem zarabiać na dwa sposoby jednocześnie. Z jednej strony wynajmując mieszkanie, czy lokal usługowy. A z drugiej można liczyćna zyski ze wzrostu wartości mieszkań w długim terminie. Inwestycje w nieruchomości należy przecież rozpatrywać właśnie w długim okresie. Z tej perspektywy stopa zwrotu może nierzadko być dużo wyższa, niż z innych grup aktywów jak akcje czy obligacje.Dobre podsumowanie mogą w tym miejscu stanowić ogólnodostępne dane Narodowego Banku Polskiego. W Warszawie średnia cena transakcyjna mieszkania od dewelopera w III kwartale 2006 roku wynosiła 5 605 zł/mkw. W I kwartale 2022 roku za ten sam metr kwadratowy trzeba było zapłacić przeciętnie 12 412 zł. O 121% więcej. W tym samym czasie przyrost ceny we Wrocławiu wyniósł 212%, a w Gdańsku 221%. Wśród miast wojewódzkich najwolniej rosła wartość lokali mieszkalnych w Krakowie. Ceny podskoczyły o „zaledwie” 54%. A po drodze mieliśmy przecież najpierw szczyt prosperity w gospodarce i wsamym sektorze mieszkaniowym. Następnie globalny kryzys finansowy i spowodowane nim spowolnieniegospodarcze. Dzisiaj poświęcając chwilę na poszperanie w Internecie można znaleźć tytuły doniesień medialnych z 2009 roku, kiedy sytuacja gospodarcza zza oceanu dotarła do Polski. W oczy rzucać się mogą zwłaszcza nagłówki wieszczące zapaść mieszkaniówki na wiele lat, niekiedynawet na dekady. No i stabilizację cen mieszkań w największych miastach Polski na poziomie około 3 – 4 tys. zł/ mkw. Z dzisiejszej perspektywy te prognozy wydają się być nie do końca poważne i warte jedynie skwitowania uśmiechem. Ale czy czegoś nam to nie przypomina? Wskazane wydaje się być spojrzenie z tej perspektywy na obecnie pojawiające się zapowiedzi drastycznych przecen nieruchomości.
Bańka vs stabilny wzrost
Warto porównaćw tym kontekście okoliczności, które doprowadziły do wzrostów cen mieszkań przed 2009 rokiem i obecnie. „W latach 2006-2008 na rynku mieszkaniowym w największych polskich miastach mieliśmy do czynienia z ewidentną bańką cenową. Złożył się na nią skumulowany w krótkim okresie wpływ wielu czynników. Szybkie tempo wzrostu gospodarczego po kryzysie milenijnym, akcesja Polski do Unii Europejskiej oraz powiązane z nią napływ zagranicznych inwestycji i wielki hurraoptymizm konsumpcyjny Polaków. To wraz z dopiero raczkującym sektorem deweloperskim, który pracując pełną parą nie był wstanie zaspokoić rosnącego popytu, przełożyło się na wręcz spekulacyjny wzrost cen. Powyższe determinanty dzisiaj nie są jednak obecne na rynku mieszkaniowym. Obserwowany ostatnio wzrost cen nieruchomości mieszkaniowych nie wynika ze wzrostu marży i zysków deweloperów, ale ze wzrostu kosztów prowadzenia takiej działalności. Poza tym sektor deweloperski w ostatnich latach bił rekordy „produkcji” mieszkań i domów”tłumaczy Łukasz Cudek, Prezes Zarządu Albero Invest sp. z o.o.Dane Głównego Urzędu Statystycznego świadczą o tym, że wzrost rynku mieszkaniowego ma charakter ilościowy a nie spekulacyjny. W całym 2009 roku oddano do użytkowania w Polsce 160 tysięcy mieszkań. Dla porównania w roku 2021 liczba ta zbliżyła się do 235 tysięcy lokali. Obecny wzrost cen mieszkań wynika przede wszystkim z przesłanek obiektywnych. W głównej mierze jest on efektem wspomnianej wcześniej inflacji. Wzrost kosztów robocizny i materiałów budowalnych implikuje rosnące koszty budowy. Należy również wspomnieć o rosyjskiej agresji na Ukrainę. Przecież spora część podaży cementu, czy stali do tej pory trafiała do Polski ze Wschodu. Dzisiaj jesteśmy pozbawieni tych dostaw. Rynkowe braki również przekładają się z kolei na rosnące ceny tychże materiałów.
Podsumowując, zasadne wydaje się więc stwierdzenie, że w trudnych czasach Polacy potrafią być racjonalni i potrafią myśleć długofalowo, tzn. chronić kapitał tam gdzie będzie on bezpieczny - na rynku nieruchomości.
Jarosław Mikołaj Skoczeń
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj