Rzecznik Praw Obywatelskich oczekuje, że rząd w końcu rozwiąże problem ponad miliona Polaków, którzy nie dostali premii gwarancyjnej obiecanej przez państwo właścicielom książeczek mieszkaniowych.
Ponad milion Polaków może odzyskać zamrożone pieniądze
Adam Bodnar chce pomóc posiadaczom PRL-owskich książeczek mieszkaniowych. W tym celu spotkał się z przedstawicielami Krajowego Stowarzyszenia Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych PKO BP, żeby porozmawiać o tym, jak to zrobić. Zwrócił się też na piśmie do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą, żeby pomógł on rozwiązać problem, do którego „państwo się przyzwyczaiło”.
System książeczek mieszkaniowych został uruchomiony w 1950 r. Obsługiwał je państwowy bank PKO. Właściciel książeczki wpłacał co miesiąc określoną kwotę, żeby uzbierać co najmniej 30-50 tys. ówczesnych złotych wkładu własnego na mieszkanie. Państwo gwarantowało właścicielom takich książeczek, że kiedy zbiorą wymagane przepisami pieniądze, dostaną nowe spółdzielcze mieszkanie lokatorskie.
Np. w 1980 r. trzeba było zgromadzić co najmniej 28 tys. zł na pokój z kuchnią. Milionom Polaków udało się w ten sposób uzyskać dach nad głową. Wielu straciło jednak pieniądze.
Z danych PKO BP wynika, że w Polsce jest jeszcze 1,05 mln osób, które mają książeczki mieszkaniowe zakładane w czasach PRL. Wtedy zgromadzili tam spore oszczędności, a dziś zostały z tego grosze.
6,23 zł z 30 tys. zł wkładu na książeczkę mieszkaniową
– Nasze pieniądze pożarł kryzys lat 80. i galopująca inflacja – powiedział Andrzej Kubasiak, prezes Krajowego Stowarzyszenia Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych PKO BP z lat 1970-89, które liczy ponad 200 członków. – W 1980 r zgromadziłem ponad 35 tys. zł na M3 i nagle bank zażądał, żebym dopłacił prawie drugie tyle pod groźbą rozwiązania umowy. Zapłaciłem - mówi Kubisiak. Dziś jego wkład na książeczce mieszkaniowej stopniał do 6 zł i 23 gr.
Premia gwarancyjna zamiast waloryzacji
Po 1990 r. państwo miało załatwić sprawy wszelkich depozytów bankowych, które straciły na wartości i zwaloryzowało je. Nowe przepisy nie dotyczyły jednak pieniędzy na książeczkach mieszkaniowych w PKO. Ich właściciele dostali tylko prawo do premii gwarancyjnej, którą można było przeznaczyć na cele mieszkaniowe. Ze względu na bardzo skomplikowany algorytm jej obliczania, premia była o wiele niższa niż zgromadzony wkład. Dziś premia gwarancyjna wynosi średnio 8 tys. zł i zależy od wysokości wkładu własnego zgromadzonego w PRL.
- Żeby wszyscy uprawnieni mogli dostać premię gwarancyjną w wysokości 8 tys. zł, potrzeba na to 637 mln zł - wyliczył ombudsman. Ale nawet to nie rozwiąże problemu wszystkich posiadaczy książeczek mieszkaniowych, bo kilkaset tysięcy osób, które oszczędzało w Polsce Ludowej, formalnie nie ma dziś prawa do premii, a z ich tysięcznych oszczędności w PKO zostały grosze.
Kto pomoże: Trybunał Konstytucyjny czy premier?
RPO jest zdania, że w sprawie pomocy dla posiadaczy książeczek mieszkaniowych PKO najlepiej zwrócić się do premiera Morawieckiego. Ale zastrzega też, że będzie trudno o duże pieniądze z budżetu.
Stowarzyszenie Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych chciałoby, żeby sprawą zajął się Trybunał Konstytucyjny. Już raz stowarzyszenie próbowało złożyć do niego skargę na niezgodne z konstytucją i różne potraktowanie w latach 90. Polaków, którzy mieli lokaty w bankach i wpłacających na książeczki. Pierwszym zwaloryzowano wkłady, drugim nie.
– Nawet jeżeli przegramy w Trybunale Konstytucyjnym, będziemy mogli zwrócić się w tej sprawie do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, bo przeszliśmy w Polsce całą drogę sądową, a niewątpliwie zostaliśmy oszukani przez państwo - tłumaczy prezes Kubasiak.
Rzecznik praw obywatelskich i członkowie Krajowego Stowarzyszenia Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych PKO czekają na odpowiedź premiera Morawieckiego.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj