| Źródło: Fot. Pomagam.pl
Marta Studiowała w Katowicach, niestety okrutna choroba pokrzyżowała jej plany
Puk, puk, puk...
Piszę do Was z dosyć nietypową sprawą, bo wiem, że takich ludzi jest wiele, ale wiem też, że dla Was niezwykli są właśnie zwykli ludzie. Jakkolwiek to brzmi, może to, co mam do opowiedzenia, zainspiruje kogoś innego do pomagania i działania...
Jest moją najlepszą przyjaciółką. Ma na imię Marta. Znamy się od 25 lat od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Kilka lat temu zdiagnozowano u niej SM - Stwardnienie Rozsiane. Pomimo tej okrutnej diagnozy, nigdy nie poddała się walce z chorobą. Dotychczas nie prosiła nikogo o żadną pomoc finansową. Z własnych środków pieniężnych finansowała wszelkie prywatne wizyty u lekarzy. Przeszła przez serię bolesnych zastrzyków, a w późniejszym czasie przez serię tabletek, które miały na celu zahamować jej chorobę. Aż do czasu, kiedy dowiedziała się o możliwości zahamowania działania i uśpienia SM - autoprzeszczepem komórek macierzystych. I poszła na tę wojnę! W styczniu tego roku zakwalifikowała się na leczenie. Zostawiła w domu męża Grzegorza: 8-letnią córkę Emilkę i 2,5 letniego synka Ksawerego. Nie wiedziała co ją czeka, bo leczenie niosło za sobą bardzo duże ryzyko. Przez ten cały czas byłam obok niej. Pomimo tego, iż leżała w szpitalu najpierw przez 2 tygodnie, później przez 4 tygodnie, całkowicie odizolowana od świata zewnętrznego. Byłam, mentalnie, duchowo, psychicznie i chociaż na odległość to, wspierałam ją jak mogłam - telefonicznie. Muszę powiedzieć, że bardzo podziwiam ją za to, co zrobiła. Wiedziała jak wielkie ryzyko niesie za sobą przeszczep, ale ani jednego dnia nie zwątpiła po co tam poszła. Ani jednego dnia nie załamała się, nie zapłakała nad swym losem, co we mnie wzbudziło ogromny podziw. Sama nie wiem, skąd czerpie tak wielką siłę do walki z chorobą. Wypowiedziała prawdziwą wojnę SM. Przeszczep się powiódł, a Marta obecnie przebywa w domu, gdzie spokojnie dochodzi do siebie. Niestety koszta finansowe związane z jej rehabilitacją przerosły ją i jej męża…
Zapukałam do Waszych drzwi, ale nie po to, abyście zaprosili mnie do środka. Poczekam sobie grzecznie na wycieraczce. Proszę Was abyście do środka zaprosili moją przyjaciółkę i jej historię. Proszę pokażcie ją światu, dzięki swojej niezwykłej mocy medialnej. Więcej szczegółów odnośnie jej walki, można przeczytać na stronie. Proszę Was o pomoc i o udostępnienie
Marta ma 12 lipca urodziny i to na pewno będzie dla niej cudowna niespodzianka.
Pani Natalio, oby na świecie było więcej takich przyjaciół jak Pani.
Część 2!
Witam Wszystkich.
Nazywam się Marta Kyrcz mam 31 lat i wspaniałą rodzinę, męża Grzegorza, córkę Emilkę oraz syna Ksawerego. Moja historia pokazuje, że życie może wszystkich Nas zaskoczyć.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę potrzebowała Waszego wsparcia w walce z chorobą.
Miałam 24 lata, głowę pełną pomysłów i marzenia do realizacji, bo przecież dopiero w tym wieku zaczyna się prawdziwe życie - tak myślałam.
Byłam szczęśliwa, mogłam wszystko!!!!
Choroba zaatakowała nagle. W 2013 zdiagnozowano u mnie Stwardnienie Rozsiane. Wtedy jeszcze nic o SM nie wiedziałam ale patrząc na miny lekarzy, którzy próbowali mnie pocieszać przekazując diagnozę zrozumiałam, że wróg jest poważny. Poinformowali mnie, że to choroba nieuleczalna powodująca trwałe inwalidztwo.
Stwardnienie rozsiane to przewlekła choroba układu nerwowego, polegająca na nieprawidłowym przekazywaniu impulsów nerwowych. W przebiegu choroby układ odpornościowy, który powinien chronić organizm zwraca się przeciwko niemu - choroba autoagresywna.
Organizm niszczy osłonki komórek nerwowych, co prowadzi do zablokowania przewodzenia. To sprawia, że chory traci kontrole nad ciałem jednocześnie będąc w pełni świadomy zagrożenia.
Od tego momentu mając u boku męża i córeczkę Emilkę wspólnie postanowiliśmy, że stawimy czoła chorobie. W tym czasie byłam pełna optymizmu - bo to jest najważniejsze, ale każdego dnia strach mnie paraliżował a świadomość, że mogę stracić wzrok ,słuch i jeździć na wózku nie opuszczała mnie na chwilę.
Najpiękniejsze lata młodości spędziłam w gabinetach lekarskich na rehabilitacji i w szpitalu.
Kroplówki, zastrzyki, suplementy - to była moja codzienność!!!
Przez kilka lat byliśmy pochłonięci długotrwałym, bezskutecznym i bardzo kosztownym leczeniem. Bardzo się wtedy bałam i gdyby nie wsparcie najbliższej mi osoby jaką jest mój mąż pewnie już dawno brakłoby mi sił i środków finansowych.
Mimo programów lekowych do których należałam, rehabilitacji oraz metod innowacyjnych choroba bardzo szybko postępowała (pogorszenie wzroku,słuchu i częściowy paraliż kończyn, to nieliczne problemy z którymi musiałam się zmierzyć). A my z dnia na dzień byliśmy słabsi!!
Mimo wszystko staramy się "normalnie" żyć - optymizm to połowa sukcesu!!! Refundowany przez NFZ program lekowy obejmuje niewielki procent mojego zapotrzebowania.
W 2017 pojawiło się światełko w tunelu, innowacyjna metoda na temat której słyszeliśmy różne opinie (podzielone zdanie specjalistów) nie mając już lepszej alternatywy, za zgodą męża postanowiłam ustawić się w kolejce po nowe życie, jaką daje w moim przypadku przeszczep komórek macierzystych.
Nie będę już rozpisywać się ile czasu trwała próba kwalifikacji i co za tym idzie - ale udało się!!!!
W styczniu 2019 roku po wielkich staraniach zakwalifikowałam się na przeszczep uznałam, że jest to moja ostatnia szansa i nadzieja na normalne życie.
Cały proces trwa kilka miesięcy, był zagrożeniem dla mojego życia a utrata włosów na skutek przyjmowanej chemii to już najmniejsze zmartwienie - bo przecież odrosną!!
W kwietniu 2019 roku opuściłam szpital. Obecnie przebywam w domu z najbliższymi. Przede mną szczepienia, suplementacja oraz rehabilitacja.
80% kosztów mojego długoletniego leczenia pokrywane były z tytułu przychodów męża wygenerowanych przez jego Firmę.
Grzegorz przez ten cały okres w walce z moją chorobą działał na kilku frontach jednocześnie jako mąż, ojciec i właściciel przedsiębiorstwa. Pewnego dnia oznajmił, że gospodarka finansowa jego firmy została zachwiana. Zaufanie strategicznych partnerów zostało wystawione na próbę, a firma którą mąż prowadzi od 2008 zaczęła mieć problemy - co przełożyło się na brak możliwości finansowania mojego dalszego leczenia.
Z powodu stresu i emocji wynikających z mojego pobytu w klinice, firma zeszła na dalszy plan - dla męża liczyło się tylko moje zdrowie!!
Niestety szczepienia, suplementacja, rehabilitacja nie są refundowane, a koszty związane z dalszym leczeniem przekraczają na chwilę obecną Nasze możliwości finansowe.
Dlatego zwracam się do Was o pomoc i wsparcie finansowe na moją dalszą walkę z chorobą.
Kosztowne leczenie SM to problem dotykający wielu pacjentów - teraz dotyka również mnie.
Liczę na Wasze wsparcie i pomoc, aby wszystkie starania jakie przez te ostatnie lata wspólnie z mężem podjęliśmy w walce z SM nie poszły na marne i dały nadzieję.
Dziękuję za poświęcony czas i życzę Wszystkim dużo zdrowia.
Marta z Mikołowa
Cała redakcja trzyma kciuki za Pani zdrowie. Prosimy czytelników aby pokazali wielkie serca i włączyli się do pomocy.
Piszcie do nas w każdej sprawie jeśli trzeba komuś pomóc, to chętnie to zrobimy lub doradzimy.
https://pomagam.pl/martakyrczsm
https://www.facebook.com/MartaKyrczSM/
Artykuł stworzył - Tomasz Kania
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj