Wielkanoc pod smutną gwiazdą
Czy my, mieszkańcy Katowic, pamiętamy o bliźnich na co dzień, czy tylko od święta?
Ani na co dzień, ani od święta. Z przykrością muszę powiedzieć, że Katowice są miastem zamkniętym na biedę. Onegdaj, bardzo dawno temu, gdy Katowice powstawały jako miasto, na początku XX wieku, było rzeczą oczywistą, że potrzebującym trzeba pomagać. I przez pierwsze 50 lat było to wzorowe miasto, pod kątem rozwoju i działalności organizacji niosących pomoc jej potrzebującym. Po wojnie zmieniło się to diametralnie. Nie powstawały żadne inicjatywy społeczne. Owszem była Caritas, organizacje rządowe, takie jak PCK albo pararządowe, jak PKPS, tj. Polski Związek Katolicko-Społeczny, ale ten ostatni i tak funkcjonował na małą skalę. W 1989 r. życie społeczne zaczęło się odradzać. Ale w dziedzinie pomocy dla bezdomnych czy wykluczonych my byliśmy sami. I do tej pory pozostajemy sami. Ludzie nie czują tego problemu. Nie ma obyczaju niesienia pomocy biednym. Media także nie interesują się dobrym uczynkiem, bo w mediach rządzi sensacja, a praca na rzecz biednych nie jest ciekawa. A skoro nic na ten temat nie ma w mediach, nie ma o tym mowy, to ludzie także o tym nie myślą.
Od lat niesie Pan pomoc najbiedniejszym. Co to za ludzie?
Przede wszystkim wykluczeni ze społeczeństwa. Gdyż bieda wyklucza. Do tej grupy zaliczam osoby, które nie mają dachu nad głową, które odbyły karę więzienia i są dalej na marginesie, ponieważ są traktowane w dalszym ciągu jak przestępcy. Nie ma ogniwa pomiędzy więzieniem a wyjściem na wolność. Ci ludzie są zagubieni. Nie ma dla nich żadnego wsparcia. Stają się tzw. menelami, mieszkają na działkach, w laubach, w piwnicach albo gdzieś na poddaszach. My byśmy się nimi może zajęli, ale sami nie mamy wsparcia. Żeby im skutecznie pomóc, trzeba mieć jakiś fundusz. Pieniądze, żeby zapłacić tym, którzy by ich wyławiali i nieśli pomoc. Do nich trzeba dotrzeć, a nie każdy amator jest w stanie to uczynić. Do tego trzeba mieć specjalistów. Za waszym pośrednictwem chciałbym zaapelować do katowickich uczelni. Studenci pedagogiki, czy socjologii mogliby zgłębiać ten temat. Jeśli chcieliby u nas odbyć praktykę, to zapraszamy. Trzeba też zadbać o to, aby już w szkole podstawowej dzieci uczulać na problem biedy. W Niemczech dzieci w ramach obowiązkowych lekcji idą do organizacji pozarządowych i pomagają, a przy okazji uczą się współczuć, widzą, że są ludzie, którzy potrzebują pomocy. I tę formę wychowania traktuje się tam poważnie.
Liczba osób, które same sobie w życiu nie radzą rośnie, czy może maleje?
Myślę, że rośnie. Natomiast liczba naszych stałych podopiecznych się nie zmienia. Tylko że bardzo dużo ludzi umiera. Ci ludzie nie dożywają 60-ki. Najpoważniejszą chorobą, rakiem społecznym, jest alkoholizm. Tzw. "F-16" albo "pershing", czyli pół litra najgorszego alkoholu, kosztuje ok. 3 zł. Cena zależy od meliny. A tych melin jest sporo. Informowałem policję o jednej z nich. Dlaczego? Bo ten alkohol to jest trucizna. Po 2-3 latach zanikają najcieńsze włosowate naczynia krwionośne i nogi zaczynają gnić. Wielu z tych, którzy spożywają ten alkohol, umiera. To są ludzie totalnie wykluczeni. Stoczyli się bardzo nisko, ale to ciągle są ludzie. Dodam, że w ostatnich latach w Katowicach tylko my organizujemy demonstracje 1-majowe. Czynimy to właśnie w obronie wykluczonych. Idziemy przez puste miasto. Myślę, że niektóre media patrzą na nas z obrzydzeniem - czego oni w ogóle chcą?
Czy tym ludziom da się tak pomóc, by stanęli sami na nogi, zaczęli prowadzić godne życie?
Da się pomóc. Potrzebne jest tylko inne spojrzenie na organizację opieki społecznej. Konieczne byłoby wprowadzenie zasady subsydiarności. To wzmocniłoby sektor obywatelski, sektor tzw. organizacji pozarządowych. Zasada subsydiarności, tj. pomocniczości polega na tym, że wszystkie dzieła pomocowe, które jest w stanie zrobić szczebel niższy, nie mogą być realizowane przez szczebel wyższy. Jeżeli organizacja pozarządowa w gminie potrafi podjąć opiekę nad bezdomnymi to nie może tego robić gmina, tylko ma finansować inicjatywę obywatelską. Jeśli robi to gmina, to efekt jest nie ten. To samo, gdy rodzina jest w stanie sama sobie pomóc. Wtedy organizacja pozarządowa, czy jakakolwiek inna, nie powinna ingerować. Im niżej, tym ważniej i skuteczniej.
Wśród tych najbiedniejszych są również dzieci. Ich widok najbardziej chwyta za serce. A one przecież nie mają wpływu na to, że są tak biedne.
Tych dzieci nie widać. Jak widać bezdomnych i wykluczonych, to tylko dorosłych. Dzieci się kryją. Ale one między nimi są. Są w rodzinach alkoholików, w rodzinach ze slumsów. Do dzieci trzeba dotrzeć bardzo delikatnie, z wielkim wyczuciem. Ta sytuacja również ma związek z totalnym znieczuleniem naszego społeczeństwa.Solidarność z potrzebującymi pomocy pokazujemy raz w roku, na Owsiaku. Ale to znowu nie dotyczy wykluczonych.
Górnośląskie Towarzystwo Charytatywne od lat organizuje święta dla osób najuboższych. Dla bezdomnych, wykluczonych i bardzo biednych. To już 27. uroczyste śniadanie wielkanocne. Rok temu uczestniczyło w nim blisko tysiąc osób.
W najbliższą niedzielę śniadanie wielkanocne rozpocznie się o g. 12.00 w ośrodku socjalnym GTCh przy ul. Jagiellońskiej 19. W poniedziałek będzie uroczysty obiad o g. 16.00. Ale potrzebujący pomocy mogą przyjść codziennie na obiad, który jest wydawany o g. 16.00 i na śniadanie, wydawane o g. 11.00.
Codziennie przekazywane są ludziom dary w postaci produktów żywnościowych. Jest to mielonka, mleko, dżem, makaron, ryż, olej i oczywiście chleb. Po te produkty można przyjść między 11.00 a 14.00.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj