| Źródło: foto http://search.creativecommons.org/
Gaz do dechy i...
Właśnie wczoraj, czyli 1 kwietnia, doszło do dwóch wypadków na dwóch ważnych katowickich arteriach. Przed południem cysterna zablokowała kilka pasów autostrady A-4 w stronę Krakowa. Wcześniej zderzyła się z autem osobowym. W efekcie stanęła w poprzek drogi. Autostrada była przejezdna, ale mimo to utworzyły się tam gigantyczne korki.
Po południu natomiast zderzyło się ze sobą kilka samochodów w okolicach zjazdu z Giszowca na ul. Murckowską, czyli fragment popularnej "Jedynki" łączącej Katowice z jednej strony z Bielskiem-Białą, a z drugiej - z Warszawą. I znowu powstał potężny korek, tylko w nieco innej części miasta.
W policyjnym slangu oba zdarzenia wypadkami nie były. Były to zaledwie kolizje. Tak czy inaczej spowodowały, jak zwykle, ogromne utrudnienia. A doszło do nich w miejscach cieszących się złą sławą. I tu należy się garść uwag.
Mamy wrażenie, jakby kierowcy jeździli coraz mniej ostrożnie. Na nic kolejne obostrzenia na egzaminach na prawo jazdy. Na nic coraz surowsze kary wobec kierowców łamiących obowiązujące zasady.
Nonszalancję i brak wyobraźni na katowickich drogach i ulicach obserwujemy zapewne nie tylko my. Coraz częściej dochodzi więc do przykrych zdarzeń w tak newralgicznych punktach, jak choćby tunel obok Spodka. Zauważmy, że mało kto przestrzega obowiązującego tam ograniczenia do 70 km/h.
Podobnie jest zresztą na krótkim, katowickim odcinku A-4. Tam z kolei obowiązuje ograniczenie prędkości do 100 km/h. Którego bardzo wielu kierowców nie przestrzega, mimo że tuż obok są siedziby kilku prokuratur komendy miejskiej oraz komendy wojewódzkiej policji.
To samo dzieje się na wspomnianej ul. Murckowskiej. Ograniczenie do 90 km/h? Któż by go przestrzegał? To tylko dla frajerów. Nic więc dziwnego, że samochody wyjeżdżające z Giszowca na Murckowską, często zajeżdżają drogę tym, pędzącym od Bielska-Białej i Tychów. Tym bardziej, że pas do włączania się, jest w tym miejscu dziwnie krótki. Dlatego wystarczy chwila nieuwagi i rozbite są co najmniej dwa auta. A nierzadko i więcej.
Ta sytuacja znana jest wszystkim. Także władzom miasta. Jak również Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Dlatego dziwi nas, że dotąd nie zamontowano w co najmniej kilku miejscach tablic ostrzegawczych, w razie wypadku wyświetlających ostrzeżenie i apel, by kierować się na drogi alternatywne. Takie rozwiązania z powodzeniem stosowane są w wielu krajach. Z pewnością sprawdziłyby się i u nas.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj