Lichwiarze gorsi niż hieny
Jakiś czas temu Marcin Sting przeczytał na naszym portalu informację o młodej kobiecie, która próbowała odebrać sobie życie. Desperatkę znalazła siostra. Zatelefonowała po policję. Przybyli na miejsce policjanci zastali półprzytomną kobietę leżącą na podłodze. Dbali o to, by nie straciła świadomości, do chwili przybycia pogotowia. Kobietę udało się uratować.
Marcina ta sytuacja bardzo poruszyła. Sam prawie codziennie myśli o tym, czy nie odebrać sobie życia. Nie wie, jak wytrzymuje dotąd ten potężny ciężar długów, które wraz z ojcem muszą spłacać. Długów, których nie zaciągał.
Dodajmy, że Marcin to jego prawdziwe imię. Prosił, by nie podawać jego nazwiska. Zamiast nazwiska mieliśmy użyć jego pseudonimu. Sting.
Na rozmowę Marcin zaprosił nas do siebie. Do niewielkiego mieszkania w Katowicach, na które ciężką pracą zarobili jego rodzice. W niewielkim pokoju jest szafa, z której po otwarciu wysypują się koperty i kartki papieru zadrukowane kwotami. Są to wezwania do zapłaty. Jest ich już tyle, że Marcin i jego ojciec przestali się w nich orientować. A ciągle nadchodzą nowe.
Długi zaciągnęła matka Marcina. Nie poinformowała o tym męża, ani syna. Być może pieniądze wydawała na leki bądź jakieś preparaty o rzekomo cudownym działaniu. W ostatnich latach życia była bowiem chora na raka.
Po jej śmierci odbył się proces spadkowy. Mieszkanie było wspólną własnością małżonków. Część przypadająca na matkę Marcina w jakimś procencie należała się wdowcowi, a w pozostałym synowi. Przyjmując spadek godzili się na przejęcie długów. Tyle że nikt ich o nich w trakcie procesu spadkowego nie poinformował.
Worek z niespłaconymi pożyczkami rozwiązał się dopiero, gdy sąd orzekł, że zadłużona kobieta ma prawnych spadkobierców. Okazało się, że obaj mają do spłaty około 100 tys. zł. Choć nie wiadomo tak naprawdę, jak wysokie są te należności. Firmy windykacyjne czekały z roszczeniami nawet i kilka lat. Czekały aż narosną odsetki i przysyłały wezwania do zapłaty. Te dziś wyglądają tak: należność główna kilkaset złotych, odsetki kilka tysięcy. A ojciec i syn, jako uczciwi, ludzie, co mogą to spłacają. A ponieważ zarabiają niewiele, więc boją się, że będę spłacać nie swoje długi jeszcze przez długie lata.
Część długów zapewne powinni spłacić. Ale wykorzystując nieznajomość przepisów finansowych oraz to, że Marcina i jego ojca zwyczajnie nie stać na prawników, firmy windykacyjne żądają od nich spłaty również tych należności, które są przeterminowane. Jedna z firm przysłała pismo, w którym informowała o długu wynoszącym kilka tysięcy złotych. Dług jednak zostanie umorzony, jeśli Marcin i jego ojciec zapłacą niecałe 400 zł.
Z pewnością część przysyłanych do nich roszczeń to obrzydliwe próby wyłudzenia. Razem z Marcinem widzieliśmy monity dotyczące rzekomo niespłaconej pożyczki, którą pewien parabank sprzedał dwóm różnym firmom skupującym długi. I obie domagają się spłaty. Które roszczenie jest zgodne z prawem? Które nie? To mógłby rozstrzygnąć chyba tylko sąd. Ale sądzenie się także wymaga pieniędzy.
Materiał powstał przy współpracy z Kancelarią Prawną Leszek Krupanek w Katowicach, ul Opolska 1.Tel. 731 13 13 13.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj