| Źródło: Fot. ZNP
Nauczyciele protestują
Obecnie mamy 6-letnie szkoły podstawowe, 3-letnie gimnazja i 3-letnie licea ogólnokształcące. Szkoły zawodowe istnieją również, lecz są w stanie szczątkowym w stosunku do tego, co było niegdyś. Szkolnictwo działa w tym systemie od końca lat 90-tych, kiedy to rząd Jerzego Buzka wprowadził reformę szkolnictwa.
Reforma ta była powszechnie krytykowana i po latach wiadomo, że przyniosła więcej szkody niż pożytku. Wcześniej były 8-klasowe szkoły podstawowe, 4-letnie licea, 5-letnie technika oraz 3-letnie szkoły zawodowe. W sytuacji niżu demograficznego liczba uczniów stale spadała i rząd Jerzego Buzka postanowił w sposób sztuczny zwiększyć liczbę szkół, skracając naukę w szkole podstawowej i w liceum, a wprowadzając gimnazjum. W ten sposób zachowano miejsca pracy dla tysięcy nauczycieli.
Rząd chce wrócić do wcześniejszych rozwiązań. Nic więc dziwnego, że nauczyciele obawiają się o swoje miejsca pracy. Z wyliczeń wykonanych przez samorządy lokalne wynika, że koszty reformy spadną właśnie na gminy i powiaty. W sytuacji 8-klasowej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum powstanie nadmiar nauczycieli i dziesiątki niepotrzebnych szkół.
Naszym jednak zdaniem rządowa reforma nie musi prowadzić do zwolnień. Szkolne klasy liczą dziś nawet 30. uczniów. Wystarczy wprowadzić zasadę, że klasy nie mogą być tak liczne, a problem zostanie rozwiązany. I to z korzyścią dla uczniów i dla ogólnego poziomu wykształcenia.
Jak będzie? – czas pokaże. Na razie nauczyciele protestują, samorządowcy biją na alarm, a rząd nie wycofuje się z projektu likwidacji gimnazjów, przywrócenia 8-letnich podstawówek i 4-letnich liceów.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj