Oszustwo na 10 pięter
Jest to historia autentyczna. Działo się to stosunkowo niedawno. Z uwagi na to, że obaj bohaterowie byli bardzo rozpoznawalnymi postaciami, ich imiona zostały zmienione.
Do spotkania doszło z inicjatywy mecenasa Rafała. Pan adwokat cieszył się sławą jednego z najskuteczniejszych prawników Okręgowej Rady Adwokackiej w Katowicach, toteż Marian nie przeczuwał niczego niebezpiecznego. Miał on znaczącą pozycję na śląskim rynku nieruchomości, więc to na niego mecenas Rafał postanowił zastawić pułapkę.
- Panie prezesie - zagaił adwokat - Pan ma pieniądze, a moi klienci mają coś bardzo atrakcyjnego, co chcą szybko sprzedać. Sądzę, że ta propozycja przypadnie panu do gustu.
Prezes firmy handlującej nieruchomościami dowiedział się, że mecenas Rafał jest przedstawicielem pewnego dużego francuskiego funduszu. Jakiś czas wcześniej fundusz ten nabył dwa katowickie hotele. Hotel Katowice i Hotel Silesia. A teraz chciał je sprzedać. Cena była niezmiernie atrakcyjna. Operację miał w imieniu francuskiego funduszu przeprowadzić mecenas Rafał. Dysponował odpowiednimi upoważnieniami.
Obaj panowie szybko doszli do porozumienia. Cena, choć atrakcyjna, niska jednak nie była. Na początek prezes Marian miał nabyć Hotel Katowice, a po ostatecznym sfinalizowaniu transakcji miał kupić Hotel Silesia. Za ten pierwszy hotel przekazał adwokatowi sowitą zaliczkę.
- Aby pan miał poczucie bezpieczeństwa proponuję zabezpieczenie zaliczki dwiema moimi nieruchomościami - mówił mecenas.
I rzeczywiście. Panowie poszli do notariusza. Tam adwokat okazał wypisy z ksiąg hipotecznych i inne dokumenty poświadczające, że jest właścicielem dwóch kosztownych posiadłości. Została zawarta umowa notarialna potwierdzająca, że majątek ten stanowi zabezpieczenie zaliczki. Teraz fundusz z Francji miał przekazać dokumenty Hotelu Katowice i przedwstępną umowę kupna-sprzedaży.
Otaczająca menenasa Rafała aura wielkości sprawiła, że biznesmen mu zaufał. Tymczasm Hotel Katowice był własnością Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Turystycznego. Również Hotel Silesia nie był własnością żadnego francuskiego funduszu. Takowy bowiem nie istniał. Istniały co prawda nieruchomości, które miały być zabezpieczeniem zaliczki, ale należały do innej osoby. Mecenas przedstawił u notariusza fałszywki. Notariusz też miał do niego pełne zaufanie.
Tymczasem zapraszał prezesa Mariusza do restauracji Hotelu Katowice. Tam przy kawie omawiał szczegóły przyszłej transakcji, związanej z Hotelem Silesia. W ten sposób grał na zwłokę. Aż razu pewnego, gdy wyszedł z restauracji jako pierwszy, do prezesa Mariusza podszedł inny gość lokalu.
- Czy pan wie, z kim pan siedział? Ten prawnik oskubie pana, oszuka. Tak jak to zrobił ze mną - człowiek przestrzegał prezesa, by się miał na baczności.
Dopiero wtedy ten zorientował się, że padł ofiarą oszusta. Domagał się zwrotu zaliczki. A pan mecenas kręcił. Raz mówił, że pieniądze przekazał do Francji. Następnie, że wpłacił je na lokatę terminową i odda z zyskiem. A kiedy zaprosił prezesa do siebie na rybkę z grilla, wtedy Mariusz stracił cierpliwość. I porachował kości adwokata.
Gdy pan mecenas wydobrzał, natychmiast pojechał do Warszawy. Gdzie trzeba poprosił o wsparcie. I za kilka dni prezes Mariusz został zatrzymany przez CBŚ za wymuszenia rozbójnicze prowadzone na terenie woj. śląskiego. Trafił do aresztu. Następnie został skazany. Wyrok był bardzo surowy. 8 lat odsiadki.
W czasie, gdy prezes odsiadywał jeszcze swój wyrok, zarzuty postawiono mecenasowi. Za inne oszustwa trafił do aresztu, a później do więzienia. Tam stracił zdrowie. Wkrótce po wyjściu na wolność umarł. A prezes Mariusz po opuszczeniu więzienia wrócił do handlu nieruchomościami. Podobno jednak szerokim łukiem omija wszystkie hotele. Może w nich spać, ale żadnego nie kupi.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj