Wielki pożar - ustalenia naszego dziennikarskiego śledztwa
Przeprowadziliśmy wczoraj długą rozmowę z kierownictwem instytucji odpowiedzialnej za monitorowanie zanieczyszczenia powietrza w całym województwie śląskim. Czyli to, o czym teraz piszemy, w równym stopniu dotyczy Katowic, co Sosnowca bądź Gliwic. Okazuje się, że nasze służby wyposażone są w specjalistyczny sprzęt do badania skażenia powietrze, tylko nikt go nie użył.
Za monitorowanie czystości powietrza odpowiedzialny jest Śląski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Jak już wcześniej wspominaliśmy, WIOŚ prowadzi Śląski Monitoring Powietrza. Ale akurat w ten feralny piątek, kiedy doszło do megapożaru, urządzenia stacji przy ul. Kossutha w Katowicach (najbliżej katastrofy) uległy awarii. W WIOŚ zapewniono nas, że awaria trwała około godziny, szybko ją usunięto i urządzenia stacji działały dalej. Co z tego jednak, skoro one nie potrafią analizować składu chemicznego powietrza!
Co więcej, jak nas poinformowano, toksyczna chmura przemieszczała się nie w kierunku stacji pomiarowej, lecz na zachód. W stronę Chorzowa, Rudy Śląskiej, Bytomia, Zabrza, a wreszcie Gliwic. Czy dotarła do Gliwic, tego nikt nie wie. Do dnia wczorajszego nie przeprowadzono odpowiednich pomiarów. Zresztą pytanie, co dałyby one, skoro minęło kilka wietrznych dni. Trzeba było mierzyć stężenie toksyn już w piątek i w sobotę. Tym bardziej, że toksyczne wyziewy widziano nawet z Przyszowic. Posiadamy zdjęcie chmury skażeń, nadesłane nam przez internautów z Rudy Śląskiej i Przyszowic.
Przypominamy, że toksyczna chmura była wynikiem spalania się ogromnych ilości plastikowych zabawek, sprowadzonych z Chin. Jeszcze wczoraj WIOŚ nie wiedział, jaki był skład chemiczny materiałów, które uległy spaleniu, choć na miejscu pożaru byli obecni pracownicy WIOŚ. Takie dane powinna mieć straż pożarna, ale jeszcze niedawno ich nie posiadała. Będziemy sprawdzać, czy już coś na ten temat wiadomo.
Najbardziej niezrozumiałe jest, dlaczego nie użyto ambulansu chemicznego, który jest w Katowicach i ma służyć właśnie w takich sytuacjach. Jago aparatura dałaby nam ścisłą wiedzę o tym, jak bardzo poważne jest zagrożenie. Bo że było poważne, to nie ulega wątpliwości. W śródmieściu Katowic jeszcze na drugi dzień ciężko było oddychać. Dlaczego ludzi nie przestrzegano, by nie wychodzili z mieszkań i by nie otwierali okien? O to wszystko będziemy pytać i oczywiście natychmiast was poinformujemy, gdy tylko dostaniemy odpowiedź.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj