Okiem pana Wojciecha (3)
W dawnych latach 1951-52 - jeszcze wtedy była Czechosłowacja, był taki sympatyczny Big Band Karela Vlacha, który potrafił udawać Glena Millera i w ogóle dobrze brzmiał.
Siedzę, popijam winko porzeczkowe mojej mamy, a tu oprócz muzyki lecą podnoszące samopoczucie przypowiastki, i słyszę coś co pomimo czasu pamiętam do dziś:
„Slunicko sviti,, pijemy mleko, Stalin je s nami, je nam dobȓi.
W ogóle Czesi byli dobrzy, odrobina wazeliny nigdy im nie zaszkodziła, dobrze na tym przez wieki wychodzili. Przecież ich stolica nie miała nawet murów obronnych, a komandosów do sprzątnięcia Heydricha musiano im dosłać z Anglii.
Czechosłowacja była jedynym demoludem, gdzie w stolicy był pomnik Stalina widoczny z każdego punktu miasta.
Jak bywałem w słynnym roku 68 u nich, zwrócili się o pomoc w postaci węgla, co im załatwiłem, ze zdziwieniem zauważyłem na guzikach ich armii czerwoną gwiazdę w nią wpisane narzędzia, czyli sierp i młot.
Kapitanowie naszych statków na ruskie okręty mówili - popatrz, płynie narzędziowiec.
Otóż wracając do Stalina nasze biuro polityczne, (dyrekcja PZPR) zamówiła u Ksawerego Dunikowskiego pomnik „Słońca Narodów”, bo chciała go postawić w Warszawie. Zaproszeni na kolaudację przez Ksawerego po odsłonięciu zobaczyli w glinie wykonany model, gdzie Koba w lewej ręce trzymał odciętą ludzką głowę, a w prawej topór.
Nie słyszałem o tym, żeby doszło do realizacji w Polsce.
Starsze pokolenie, takie jak moje wiedziało o Katyniu, gdyż Niemcy w „gadzinówkach” wydrukowali (nie wiem skąd posiadany) spis rozstrzelanych.
Zresztą zawieźli polską komisję pod przewodnictwem rektora Goetla i bardzo Katyń nagłośniali.
Tak jakoś od czeskiej wazeliny zeszło mi na naszą tragedię.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj