Zastraszająco wysoka liczba zatruć czadem w Katowicach. Od początku roku było ich już kilkadziesiąt. Przedwczoraj czujnik tlenku węgla uratował życie rodziny.
Więcej niż dni tego roku
Od 1 stycznia tego roku straż pożarna odnotowała na terenie Katowic aż 53 zdarzenia związane z ulatnianiem się tlenku węgla. To więcej niż minęło dni tego roku.
Ostatnie miało miejsce przedwczoraj przy ul. Lechickiej. Lokatorów przed śmiertelnym zagrożeniem przestrzegł czujnik czadu. Zadziałał, wezwano straż pożarną. Okazało się, że w mieszkaniu rzeczywiście pojawił się czad.
W tym roku w Katowicach już 22 osoby uległy zatruciu czadem. Wśród nich było pięcioro dzieci. Na szczęście wszystkie udało się uratować. Ale pamiętajmy, że tlenek węgla, czyli czad właśnie, nie bez powodu nazywany jest "cichym zabójcą". Bezwonny, niewidzialny, powoduje otępienie, a następnie zabija.
Dlatego straż pożarna apeluje o instalowanie czujników tlenku węgla. Jak mówi brygadier Andrzej Płóciniczak, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach, koszt takiego czujnika wynosi ok. 100 zł, więc nie jest szczególnie drastyczny, a może uratować życie.
- Samo zadymienie można zauważyć, a tlenku węgla człowiek nie wyczuje - dodaje brygadier Płóciniczak.
Dodajmy, że wczoraj straż prowadziła akcje m. in. przy ul. Kredytowej i w szpitalu przy ul. Medyków. W jednym i w drugim przypadku stwierdzono zadymienie.
W przypadku kamienicy przy ul. Kredytowej przyczyną zadymienia był najprawdopodobniej fatalny stan przewodów kominowych i pieców kaflowych. Lokatorka nie może korzystać z pieców do momentu kontroli kominiarskiej. Jest to problem, ale chodzi o jej zdrowie i życie oraz bezpieczeństwo pozostałych mieszkańców kamienicy. Przy zmiennej aurze, takiej jak obecnie, często dochodzi do niedrożności instalacji kominowej.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj