| Źródło: fot. www.pixabay
Kalectwo Iron Mana
Pan Jurek był fenomenem. Mimo dawno skończonej 40-ki jego organizm był tak wydolny, że bez żadnych problemów startował w zawodach triathlonowych, w potrójnym triathlonie, a także w morderczych zawodach europejskiej serii Iron Mana. Niestety okrutny los postawił na jego drodze najpierw lekarza partacza, potem nieuczciwych biegłych, a na końcu sędziego, który usilnie nie chciał tego wszystkiego zauważyć.
Zaczęło się niewinnie. Podczas cięcia drewna pan Jurek skaleczył się w nogę. Rana nie była wielka, około 4,5 cm, w okolicy kolana, lecz na tyle głęboka, że pan Jurek uszkodził sobie nerw strzałkowy. Jak się panu Jurkowi wówczas wydawało, na jego szczęście mieszka on niedaleko dużego, renomowanego szpitala urazowego. Udał się tam, lekarz zszył mu ranę, przy czym, co ważne, pan Jurek zgłosił lekarzowi, że ma bezwładną stopę. Lekarz więc doskonale wiedział, że nerw w nodze pana Jurka został uszkodzony i trzeba go zszyć. Jest to standardowa procedura dla średnio zdolnego chirurga.
Lekarz jednakże zaszył tylko ranę. Zaś końcówki uszkodzonego nerwu, jak się później okazało i o czym panu Jurkowi wtedy nie powiedziano, jedynie zbliżył do siebie, nie zszywając ich. Zamiast poinformować o tym pana Jurka i skierować go do neurochirurga na prosty dosyć zabieg, lekarz wypisał pacjenta do domu. Zlecił mu ćwiczenie stopy, tak aby powróciła ona do sprawności.
Pan Jurek ćwiczył bardzo solidnie, lecz mimo upływu czasu, ani czucia w stopie, ani możliwości ruszania nią nie odzyskał. Po kilku kolejnych kontrolach w tym samym szpitalu, ten sam lekarz poinformował pana Jurka: "Ale przecież ty masz nerw uszkodzony i już jest za późno, żeby to zszyć".
Na pytanie pana Jurka, dlaczego nie powiedziano mu tego wcześniej, lekarz stwierdził, że pewnie mu to powiedział. Jednak w dokumentacji medycznej nie ma ani wzmianki o tym, że pacjenta poinformowano o konieczności dalszego leczenia neurochirurgicznego, czy chociażby, że skierowano go do neurochirurga. Jest natomiast informacja, że bezpośrednio po zabiegu nakazano panu Jurkowi wykonywanie ćwiczeń, które bez zszytego nerwu nie miały najmniejszego sensu.
Pan Jurek z wyczynowego sportowca stał się osobą trwale niepełnosprawną. Chodząc potyka się, często upada, gdyż nie ma czucia w obrębie całej swojej prawej stopy i nie jest w stanie w żaden sposób nią ruszać. Ma tzw. stopę opadającą. Próbując szukać sprawiedliwości, złożył przeciwko szpitalowi pozew i wtedy dopiero oczy mu się otwarły.
Powołani w sprawie biegli bez zmrużenia okiem stwierdzili, że leczenie było optymalne, prawidłowe i – uwaga – dające szansę na całkowite wyleczenie. Biegli przy tym nie zastanowili się, jaki sens miało zalecenie panu Jurkowi, aby ćwiczył on bezwładną stopę, bez naprawienia mu uszkodzonego nerwu. Przy czym zalecenie takie sugerowało wręcz, że nerw został zszyty i należy go tylko usprawnić.
Biegli nie potrafili, albo też nie chcieli zauważyć, sprzeczności pomiędzy stanem chorego a zaleceniami lekarskimi. Najpewniej "oślepli" z patologicznie rozumianej solidarności zawodowej. Na nieszczęście dla pana Jurka również i sąd się nie popisał, oceniając opinię biegłych jako spójną, kompletną, logiczną. Po czym stwierdził, że leczenie pana Jurka było prawidłowe i nie ma on prawa mieć żadnych pretensji do lekarza.
Efekt przygody pana Jurka z renomowanym szpitalem jest taki, że dalej startuje on w zawodach, ale zawodach osób niepełnosprawnych. Lekarz oczywiście nic sobie do zarzucenia nie ma. Przecież biegli uznali, że nie wyrządził pacjentowi najmniejszej nawet krzywdy.
Materiał powstał przy współpracy z Kancelarią Prawną Leszek Krupanek w Katowicach, ul Opolska 1.Tel. 731 13 13 13.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj