Zawsze rusza z pomocą
Po trosze można powiedzieć, że za jego przyczyną. Albowiem Krystian nie może spokojnie patrzeć, jak innym dzieje się krzywda.
Pytam czy radzi innym, by postępowali tak samo. Krystian zastanawia się i mówi, że sprawa nie jest prosta. Ale sam bez wahania idzie innym z odsieczą. Bez wahania, co nie znaczy, że bez zastanowienia. Było jedno zdarzenie, które nauczyło go ostrożności. Teraz w mgnieniu oka ocenia sytuację nim przejdzie do działania.
Kiedyś w autobusie zobaczył, jak jakiś facet wkłada kobiecie rękę do torebki. Był tłok, złodziej z tego korzystał. Inni przezornie odwracali wzrok, a Krystian zapytał bezczelnego złodzieja:
- Co ty robisz?
A złodziej, zamiast się spłoszyć, wystartował do pana Krystiana.
- Tak? To co? Idziesz?
Autobus stał jeszcze na przystanku. Krystian i złodziej wysiedli. Krystian nie przewidział, że tamten chojrakował, ponieważ miał kompanów.
- Zbili mnie wtedy strasznie. Fruwałem z miejsca na miejsce, potłukli mi okulary. Bałem się również o żonę, która stała obok - wspomina. - Od tego czasu, zanim zaczynam działać, trochę się porozglądam. Ale nie staram się za bardzo rozmyślać. Bo jak człowiek za bardzo rozmyśla, to w końcu się nie ruszy.
To jednak nie był pierwszy raz, kiedy Krystian zareagował na to, co się dzieje. Jechał ulicą Głowackiego i zobaczył jak ktoś szarpie się z policjantami a potem ucieka. Zatrzymał auto, skoczył na tamtego. Polecieli na płot, więc Krystian ręką osłonił głowę tamtego. Ręka ucierpiała, ale ten drugi miał całą głowę dzięki temu. Nadbiegli policjant i policjantka. Ona cała się trzęsła. Okazało się, że był to jej pierwszy patrol.
Razu pewnego jechał ul. Katowicką. Choć jest z Katowic, nie wiedział dokładnie, jak dojechać do Dębowej. Zobaczył dwóch młodych mężczyzn. Wysiadł, zapytał, oni mu odpowiedzieli cały czas z nosami zadartymi w górę.
- Czemu tak dziwnie stoicie? - zapytał.
- A bo tam się pali - jeden z nich ręką wskazał za plecy Krystiana. On odwrócił się i zobaczył kamienicę, gdzie z okien mieszkania na którymś z wyższych pięter buchały płomienie.
- Dzwoniliście na straż?! - krzyknął.
- No nie - odpowiedzieli mu tamci.
Więc Krystian pędem za telefon. Zadzwonił na straż, podał adres i dalej do drzwi kamienicy, aby ratować ludzi. A tam - domofon. Zadzwonił do jednego z mieszkań. Otworzyła mu jakaś pani. Wbiegł na klatkę schodową i wtedy po raz pierwszy przekonał się, czym naprawdę jest czad.
Niby to wszyscy wiemy. Trujący, bezwonny gaz, który zabija. Krystian też znał taką definicję czadu. Ale tym razem dowiedział się czegoś jeszcze. Wbiegł na klatkę schodową i w jednym momencie poczuł się, jakby prosto w twarz dostał deską. Upadł.
Na szczęście okazało się, że tuż przy podłodze utworzyła się poduszka powietrzna. Pan Krystian oprzytomniał i na czworakach zaczął posuwać się po schodach w głąb kamienicy. Przy każdych drzwiach zatrzymywał się i walił w nie wołając, by ludzie się ewakuowali z głowami tuż przy podłodze. Trochę problemów miał z pewną lokatorką, która obawiała się o rzeczy w mieszkaniu, ale ustąpiła.
Wreszcie dotarł do mieszkania, gdzie było zarzewie ognia. Drzwi nie były zamknięte. Na szczęście, gdyż wewnątrz zobaczył dwóch mężczyzn totalnie zamroczonych alkoholem. Nie zdawali sobie sprawy z tego, co wokół się dzieje. Wyniósł na plecach najpierw jednego z nich. Z tym nie było kłopotu, gdyż od nadmiaru alkoholu i dymu stracił przytomność. Drugi okazał się żwawszy. Gdy Krystian chciał go wynieść, złapał się za jakąś rurę mówiąc, że się stąd nie ruszy. Ale się ruszył. Starym sposobem ratowników wodnych Krystian go znokautował i w ten sposób uratował mu życie.
I znowu gdzieś jechał samochodem. Na wysokości Biblioteki Śląskiej zderzyły się dwa auta. Wybiegł ze swego z apteczką i gaśnicą. W jednym z samochodów zakleszczyli się ludzie. Jakimś cudem udało mu się wyrwać zmiażdżone drzwi. W środku młoda dziewczyna i chłopak. Ona w histerii, on z wielką raną ciętą głowy. Krystian zaczął ją opatrywać. Po pięciu minutach zjawili się ratownicy. Trochę to było dziwne, bo pogotowie znajduje się pięć kroków od miejsca, gdzie doszło do wypadku. W tym czasie jego sprawca oglądał uszkodzenia swojego auta.
Potem pomagał kobiecie, której samochód pod zderzeniu z innym autem na Drogowej Trasie Średnicowej niebezpiecznie zawisł na skarpie. Ratował kierowcę trójkołowca, który odniósł obrażenia głowy podczas wypadku, do jakiego doszło w tunelu pod Rondem. Zużył wówczas dwie gaśnice, jedną swoją i inną - drugiego kierowcy.
Ścigał pirata drogowego, który staranował inne auto na muchowieckim parkingu. Pościg zakończył się w okolicy stacji paliw, znajdującej się przy ul. Francuskiej. Tam Krystian zajechał tamtemu drogę, ale przy okazji uszkodził zawieszenie. Okazało się, że naprawa jest bardzo kosztowna. Współwłaścicielka Renault Pietrzak dowiedziała się o tym, zdobyła jego telefon, zadzwoniła i powiedziała, że w jej serwisie naprawią mu auto gratis.
A z tym zdarzeniem na Kopernika było tak: Wraz z jeszcze jedną osobą ładował do samochodu skrzynki. Nagle przebiegł obok niego młody mężczyzna. Za nim biegł drugi.
- Zatrzymajcie go, bo ukradł mi pieniądze! - wołał. Ale nikt się nie kwapił do pomocy. Przeciwnie. Ludzie przezornie rozstępowali się, by złodziej na nich nie wpadł.
Pan Krystian rzucił się w pościg. Wkrótce przegonił ofiarę rabusia. Jego samego dognał na pl. Miarki. Obezwładnił. Za jakiś czas przyjechała policja. Podziękowali, podali ręce, a tamtego skuli. Złodziej chyba nie bardzo się tym wszystkim przejmował. Mówił, że kwota była mała, więc jego czyn to nie jest jeszcze przestępstwo.
Okazało się, że złodziej obserwował bankomat. I, gdy upatrzona przez niego ofiara wypłaciła pieniądze, zaatakował. Na zdjęciu: pan Krystian stoi przy bankomacie, gdzie doszło do napadu.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj